poniedziałek, 23 września 2013

Jesienne "diy" !


„Jesień – jedna z czterech podstawowych pór roku w przyrodzie, w strefie klimatu umiarkowanego. Charakteryzuje się umiarkowanymi temperaturami powietrza z malejącą średnią dobową, oraz
(w przypadku Polski) stosunkowo dużym w skali roku opadem atmosferycznym. W świecie roślin i zwierząt jest to okres gromadzenia zapasów przed zimą.”
Z wczorajszym dniem oficjalnie przywitaliśmy astronomiczną jesień. Nie jest to jeszcze taka jesień, którą zachwycają się wieszcze...czyli złota, polska...
Zdecydowanie jednak czujemy w kościach zmianę aury, powietrze pachnie inaczej, wtrąca się w codzienne życie nuta melancholii, powraca apetyt na słodkie, aromatyczne, pachnące orzechami, grzybami...mmm...
(oj tak- obyśmy tylko nie gromadzili zapasów w postaci nowych oponek;))

Dzisiejszym wpisem zapoczątkuję nowe życie działu „diy” czyli „zrób to sam”!
Warto wybrać się do lasu, parku i na pola w poszukiwaniu pierwszych skarbów jesieni... a w kuchni-przywitamy nową porę roku-zapomnianymi przez wiosnę i lato- smakami...




Smakowite żołędzie!

Jakiś czas temu trafiłam na bardzo intrygujący przepis kulinarny. Uwielbiam serniki zatem perspektywa wypróbowania tej receptury była tylko kwestią czasu. A najlepszą porą na sernik o smaku dyniowym na spodzie z ciastek imbirowych jest właśnie jesień. Celebrujmy więc moi drodzy nadejście nowej pory roku wraz z tym pysznym ciachem:)

Przepis znajdziecie: tutaj-polecam zdecydowanie!!!





Moją propozycją zwieńczenia dzieła jest wykonanie samodzielnej jesiennej dekoracji.

Nie potrzebujemy profesjonalnych akcesoriów cukierniczych jak również specjalnych mas plastycznych i barwników! Wszystko możemy wykonać za pomocą podstawowych składników spożywczych. Wielokrotnie już korzystałam z przepisu na lukier plastyczny-który świetnie sprawdza się w tego typu dekoracjach. Zatem odsyłam Was do bloga z recepturą: tutaj!






  1. Przygotowując sernik dyniowy-przyrządzamy troszkę więcej puree dyniowego (kilka łyżek) i mieszamy z cukrem brązowym w proporcjach 1:1. Możemy wykorzystać oczywiście gotowe puree lub konfiturę (lekko podgrzaną-by upłynnić konsystencję) w dowolnym smaku- która będzie nam pasować kolorystycznie do dekoracji:)
    Za pomocą łyżki wykonujemy kleksy na powierzchni ciasta a następnie za pomocą patyczka szaszłykowego lub wykałaczki wytyczamy kształt liści dębowych (zanurzamy patyczek w masie serowej i przeciągamy na kleksa dyniowego-powtarzamy tę czynność z każdej strony dekoracji). Pieczemy sernik:)
  2. Wykonujemy lukier plastyczny z 1/3 objętości podanych w przepisie składników.
  3. Dzielimy gotową masę na dwie części. Jako barwniki spożywcze posłużą nam przyprawy-w masie beżowej: przyprawa piernikowa lub kakao, w masie żółtej: słodka papryka i kurkuma.
    Dodajemy ok. płaską łyżeczkę mieszanki przypraw na każdą część. Ugniatamy jak plastelinę by wymieszać kolory. Opcjonalnie-dodajemy więcej przypraw dla koloru.
  4. Owoce żołędzia lepimy z dwóch kulek: żółtej i beżowej w proporcjach 1:0,5. Kulkę beżową rozpłaszczamy za pomocą palca-by stworzyć czapeczkę. Trzeba pamiętać-by masę każdorazowo ugnieść przed lepieniem elementu dekoracji-tak by była elastyczna i lepka.
  5. Gdy ukształtujemy figurki żołędzia-za pomocą wykałaczki-dziurkujemy czapeczkę. Możemy również dodać ogonek-np. Z czekolady, posypki cukierniczej lub ulepić z masy.
  6. Gotowe!:)



Wieniec jesienny!

Co prawda nie możemy jeszcze buszować ubrani w kalosze w kolorowym złocisto-czerwonym kobiercu w parku czy w lesie ale z owoców wczesnej jesieni również możemy wykonać fantastyczną dekorację-w postaci okrągłej plecionej wiązanki.

Doskonale do tego nadadzą się dębowe gałązki z listkami i żołędziami, gałązki z owocami dzikiej róży, jarzębiny, wszelkiego rodzaju kłosy zbóż i wyschnięte trawy. Dodatkowo możemy również urozmaicić dekorację barwnymi wstążkami, piórami lub nawet małymi papryczkami chili lub miniaturową dynią.

Musimy również zadbać o odpowiednią podstawę dla naszych skarbów czyli wykonać obręcz, do której przymocujemy elementy dekoracji. Przydadzą nam się tutaj pnącza winorośli, gałązki wierzby lub pędy derenia. Możemy również zakupić gotowe wieńce wykonane z wikliny lub obręcze styropianowe itp.




Do dzieła:

  1. Wykonujemy podstawę wieńca. Ja użyłam pnączy winobluszczu, które wiązka po wiązce łączyłam w jedną całość wplątując gałązki między siebie. Na tym etapie nie potrzebujemy nic więcej. Winogronowe gałązki stanowią solidną konstrukcję-nawet bez użycia drucików czy sznurków.
  2. W dalszym etapie przydadzą nam się narzędzia: obcęgi, sznurek pakowy, drut np. florystyczny (jednakże używamy ich wtedy-gdy są nam całkowicie niezbędne).
  3. Tworzymy kompozycję stopniowo dodając elementy. Warto robić to w oparciu o 2-3 punkty kompozycyjne-i równolegle dodawać poszczególne dekoracje. Gałązki i trawy możemy wplatać pomiędzy gałązki winogron.
  4. Stopniowo zapełniamy wszystkie wolne miejsca w obręczy wieńca. Drobne lub kłopotliwe elementy dekoracji mocujemy za pomocą drutów tak by było to jak najmniej widoczne. Możemy również użyć kleju-najlepiej szybko schnącego np. z pistoletu.
  5. Gotową kompozycję wzmacniamy oplatając wokół kawałek sznurka, żyłki lub drutu florystycznego. By uniknąć obsypywania się traw i kłosów możemy spryskać je specjalnym utrwalaczem w sprayu lub nawet lakierem do włosów:)
  6. Gotowe!:)




Zabawa jest naprawdę świetna!!! A efekty cieszą oko:)
Nazbieraliście już swoich jesiennych skarbów? A może kasztanowe ludziki już stoją u Was na półkach?

środa, 18 września 2013

Inspiracje orientem: depilacja pastą cukrową & nitkowanie!

Czy znacie film pt. „Karmel” („Sukkar banat”) Nadine Labaki? Pamiętam, że wybrałyśmy się z przyjaciółką na ten film do kina dyskusyjnego i z lampką wina w dłoni zachwycałyśmy się obrazem...oraz tytułowym karmelem, którym bohaterki wykonywały depilację całego ciała.
Wraz z dzisiejszym postem nie odkryję Ameryki- ale jeśli otworzę choćby dla jednej z Was nowe horyzonty w zakresie technik pielęgnacji- zdecydowanie warto! Zagłębiamy się zatem w rejony Bliskiego i Środkowego Wschodu. Będzie bolało...ale będzie to przyjemne!
Depilacja pastą cukrową oraz nitkowanie urzekły mnie swoją prostotą i skutecznością.
Ja odkryłam je stosunkowo późno...o wiele za późno-zatem warto propagować tę wiedzę dalej!




Nitkowanie

-zwane z ang. „eyebrow threading” jest metodą usuwania zbędnego owłosienia z małych obszarów ciała-czyli np. do regulowania brwi, usuwania wąsika itp. za pomocą skręconej bawełnianej nitki.

Polecam skopiować powyższą nazwę i wkleić ją w okienku YouTube'a a wyskoczy nam mnóstwo filmików instruktażowych, które nauczą nas poprawnego wykonywania tej techniki.



Obserwacje własne:

Jestem posiadaczką jasnych brwi, które ciężko się reguluje- włoski są cienkie-potrafią złamać się pod naciskiem pęsety, muszę mocno wytężać wzrok by uchwycić jasny meszek. Po co zatem usuwać? A właśnie po to-że jak na złość ten meszek uwidacznia się podczas nakładania makijażu-lub gdy światło odbije się od włosków w niekontrolowany sposób.

Do nitkowania podeszłam jak do jeża-a okazało się,że dla jasnych delikatnych włosków jest to doskonała metoda. Depilacja przebiega ekspresowo, nie muszę już gimnastykować się odrzucając głowę na wszystkie strony by wyłapać wszystkich partyzantów.

Czego potrzebujemy:

-nić bawełniana, zbędne owłosienie:)

Działamy:

-robimy pętelkę z nici-wiążąc jej końce, obcinamy nadmiar końcówek (najlepiej zacząć od nici długości ok 25cm i metodą prób i błędów-skracając, dostosować optymalną dla nas długość),

-skręcamy kilkukrotnie -tak by utworzyć 2 oczka pomiędzy skręconą częścią nici-czyli spiralką

-jednym oczkiem nici-zaznaczamy obszar depilacji, manewrując palcami-rozszerzamy drugie oczko-tak by spiralka wkręciła włoski w wybranym obszarze






Uwagi:

-warto przeprowadzić testy-na mniej reprezentacyjnym kawałku ciała-zanim dojdziemy do wprawy:)

-węzełek po końcówkach nitki-trzymamy na wysokości dłoni-by nie uczestniczył w depilacji

-manewrujemy ruchem oczek pod włos

-każdorazowo po akcji -rozszerzamy na przemian oczka-by pozbyć się włosków ze spiralki





Depilacja karmelem

-”Halaweh” czyli pasta cukrowa jest popularną metodą depilacji w krajach arabskich. Według nauk islamu obowiązkowo powinno się depilować pachy i owłosienie łonowe nie rzadziej niż co 40 dni. Ponoć również istnieje tradycja, wg. której panna młoda powinna na tydzień przed ślubem wydepilować całe ciało. Nic dziwnego, że mieszkańcy Bliskiego Wschodu opanowali sztukę depilacji do perfekcji. Perfekcyjna jest zatem pasta cukrowa!



Obserwacje własne:

Muszę w tym miejscu się powtórzyć i napisać,że jestem posiadaczką jasnego, meszkowego wręcz owłosienia na całym ciele. Takie włoski dyskwalifikują wszelakie depilacje trwałe-typu laserowe usuwanie owłosienia oraz zabiegi woskami, depilatory na dłuższą metę też się nie sprawdzają. Zazwyczaj więc jak zauważę, że coś tam błyśnie na nogach-biorę zwykła maszynkę i jadę na oślep...:)

O co chodzi zatem z tym rozwodem nad pastą cukrową? A chodzi oczywiście o okolice bikini!

Genialna sprawa! Włoski w okolicach bikini są nieco grubsze choć nadal nie podatne na wosk i lasery. Natomiast obcowanie z żyletką mojej delikatnej skóry kończy się koszmarnym podrażnieniem. Pasta cukrowa okazała się idealnym rozwiązaniem. Ten sposób jest rewelacyjny również do tzw. brazylijskiego bikini (czyli głębokie bikini-całkowicie ogałacamy z owłosienia wszelakiego).

Czego potrzebujemy:

-pasta cukrowa, zbędne owłosienie:)

Zachęcam tutaj do samodzielnego wykonania pasty cukrowej, być może za pierwszym razem się nie uda-ale cena samorobionej pasty jest groszową inwestycją, warto poświęcić trochę czasu by potem cieszyć się tym odkryciem.

Można zauważyć, że przepisy, które znajdziemy w internecie bazują głównie na 3 składnikach:

wodzie, soku z cytryny i cukrze w różnych proporcjach. I tak na dobrą sprawę te proporcje są najmniej istotne-bo zawsze doprowadzamy do tego samego stopnia redukcji pasty.

Moja receptura:

-1 szklanka cukru

-1/8 szklanki wody (ok 30ml)

-sok z połowy cytryny

Cukier zalewamy płynami (w rondelku), mieszamy i stawiamy na średnim ogniu (lub w kuchence elektrycznej-na środkowym ustawienia pokrętła), gotujemy do wytworzenia się piany a następnie mieszając gotujemy jeszcze ok. 5 minut. Najważniejszą kwestią jest to-by doprowadzić do odpowiedniej, gęstej konsystencji płynu-zazwyczaj w przepisach znajdziemy informację -by substancja wyglądała jak ciemny miód. Ja muszę się z tym nie zgodzić. Moja idealna pasta ma postać jasnego złotego miodu lub piwa-nie może być za ciemna bo to znak-że zaczyna tracić swe właściwości.

Można również przeprowadzić test: za pomocą łyżki-wyjmujemy odrobinę pasty, schładzamy ją w naczyniu z zimną wodą i sprawdzamy-czy rozciąga się między palcami-tworząc elastyczną nitkę. Jeśli tak-to znak,że nasza pasta jest już gotowa.









Taka pasta starczy nam na kilka depilacji, zatem warto zadbać o odpowiednie jej przechowanie.

Metodą prób i błędów opracowałam własny sposób na magazynowanie produktu:)

Gdy gotowa pasta lekko przestygnie-wlewamy ją do silikonowej foremki. Foremka ze zdjęcia starcza na całą objętość pasty i dzieli nam ją na porcje-odpowiednie do depilacji.

Po całkowitym ostygnięciu-wyjmujemy „karmelki” z formy i opakowujemy każdy z osobna celofanem. To zapobiegnie zlaniu się z powrotem masy w jedna całość. Przechowujemy w zamkniętym pojemniku w lodówce a gdy przyjdzie czas na karczowanie...

Działamy:

Porcję pasty cukrowej ogrzewamy za pomocą suszarki do włosów-tak by zrobiła się plastyczna. Następnie ugniatamy w palcach-formując kulkę, którą kilkukrotnie rozgniatamy między palcami-tak by przybrała mleczny kolor (z czasem może przybrać kolor jasnego kremu). Pod koniec ugniatania ogrzewam raz jeszcze suszarką przez krótką chwilę. Taką kulkę rozciągamy na ciele w kierunku pod włos ( tak jak byśmy chcieli ściśle przylepić kawałek plasteliny do podłoża) a następnie zrywamy wraz z włosem i oczywiście włoskami. Operację przeprowadzamy za pomocą jednej porcji wielokrotnie, powtarzając czynności do skutku.








Uwagi:

-przed depilacją karmelem-postępujemy podobnie jak w innych metodach-warto przygotować skórę-poprzez peeling, również po zabiegu postępujemy zgodnie z potrzebami naszej skóry
(nawilżanie, peelingi etc)

-jeśli porcja karmelu wydaje nam się mało plastyczna i zbyt mało lepka- podgrzewamy ją ponownie suszarką (ja kilkukrotnie podgrzewam jedną porcję-taka porcja starcza na podstawowe dość głębokie bikini)

-pasta traci swe właściwości-jeśli mamy w niej już za dużo wyrwanych włosków:) lub gdy czujemy-że rozpada się w palcach-staje się zbyt lepka i mało plastyczna

-warto naciągnąć skórę w obszarze depilacji, unikniemy niepotrzebnego rwania skóry

-metoda ta nadaje się do każdego rodzaju owłosienia-jednakże najbardziej podatne są sztywne i grubsze włoski

W sieci można znaleźć alternatywną metodę-włoski wyrywane są za pomocą pasty cukrowej i bawełnianej sztywnej tkaniny-czyli podobnie jak plastry woskowe. Moim zdaniem-mija się to z celem-nie po to wymyślono szybką, łatwą i minimalistyczną w środkach metodę-by ją sobie utrudniać, prawda?

Mam nadzieję, że zachęciłam Was do przeprowadzenia tych słodkich tortur :) 
Tymczasem... 3majcie się ciepło w te deszczowe, wrześniowe dni...brrr!


środa, 11 września 2013

Gdy kota nie ma, myszy harcują... click!

Teżet nazwany na potrzeby dzisiejszego wpisu: Kotem postanowił odpocząć i wyjechał na kilka dni zostawiwszy w domu samozwańczo zwaną Mysz- aka przypadkową blogerkę, która odpoczywa od Teżeta:)

Co robi Mysz gdy Kota nie ma w domu?

-ogląda filmy do późnej nocy-nawet te durne
-je znielubiane przez Kota owoce morza (co to za Kot, który nie jada owoców morza?)
-zostawia wszędzie gdzie popadnie kosmetyki, czego Kot nie lubi wybitnie
-potrafi spędzić pół dnia w centrum handlowym bez wytyczonego celu
-kolejne pół dnia Mysz poświęca na eksperymenty ablucyjne w łazience po czym...
-przez następne długie godziny eksperymentuje również w kuchni pośród obłoków pary
-często plotkuje przez telefon z Mamą:)
-śpiewa na cały głos ulubione piosenki-co Kot zwykł nazywać „piskiem”
-Mysz planuje, marzy, sporządza milion notatek na milionach małych karteczek i pozostawia je na wspólnym biurku bez kontroli (po jakimś czasie przepisuje je do odpowiednich notesów-nigdy od razu:))
-sprawdza po 3 razy czy są zamknięte drzwi-nigdy nie robi tego gdy Kot jest w domu
-nie umie naprawić spadającej rolety-zatem przez cały koci urlop jest na widoku sąsiadów
-korzysta z kociego sprzętu wszelakiego
-wypija puszkę stonki ziemniaczanej w płynie click! choć jej nie wolno
-odbiera bez cienia skruchy kolejne haulowe click! paczki od listonosza


Mysz jednak obiecuje uroczyście, że owe praktyki nie powtarzają się zbyt często i z zagrożeniem zdrowia fizycznego i psychicznego...
jedynie kiedy Kota nie ma zbyt blisko...
Mysz obiecuje, że powstrzyma się od zakupu kosmetyków w najbliższym czasie, by domowy budżet nie odczuł kryzysu.
A żeby fortuna na nowo się do nas uśmiechnęła Mysz przywita Kota ciastem milionera:)



Ps. Ten glossybox, który przyjdzie za kilka dni jest opłacony 3 miesiące temu-poradzić nic na to nie mogę;)


Jeśli również macie ochotę na ciasto milionera: click!
Jeśli spodobała Wam się sercowa karteczka origami: click!

Pozdrawiam:)





wtorek, 10 września 2013

1st time: Haul :)

"Haul" -czyli "chwalimy się!!!
Któż z nas poruszając się w przestrzeni blogosfery nie natknął się na tajemniczy "haul"?
Ja i się natknęłam i musiałam sprawdzić ze słownikiem, że to nic innego jak:
* haul (z ang.) = zdobycz, łup!
Postanowiłam zatem pokazać światu moje upolowane skarby po raz pierwszy- wpis ten naturalną koleją rzeczy znajdzie się w szufladce "1st time" :)



Istne szaleństwo! Nie pamiętam kiedy w tak krótkim czasie zakupiłam tak wiele kosmetyków:)
Ale wiecie jak to jest...wszystkie kremy się pokończyły-a jeśli zamawiam krem-no to wezmę też serum. Kalkulując przesyłkę trzeba dołożyć jeszcze produkty, które wiszą na "wishliście"...
A w kolejnym sklepie podczas uzupełniania zapasów wody różanej ukazała się moim oczom dobra oferta na inne wymarzone kosmetyki.
A w pepco co widzę-moździerz ceramiczny za 9zł... no to świetnie-cyk do koszyka pigmenty i pudełeczka z kolorówki:) Będziemy się bawić w produkcję cieni do powiek.
Haul jest jak wirus-rozprzestrzenia się gwałtownie w zawrotnym tempie:)

Lista głównych łupów:
-Zestaw - woda micelarna
-Zestaw - dwufazowe serum z witaminą C 
-Zestaw fp - śliwkowy krem regenerujący 
plus inne skarby: pigmenty, komponenty
(otrzymałam również fajne gratisy-z czego się cieszę:))



-Olejek z Drzewa Herbacianego 
-Witamina E
-Masło kakaowe, pastyllki
-Olej ze słodkich migdałów 
-Ylang-Ylang olejek eteryczny




czyli dużo dobrodziejstwa do tworzenia nowych kosmetyków:)

dotarły do mnie również moje skarby-czyli naturalne mydełka- czy już wspominałam, że jestem "frickiem mydlanym"?zazwyczaj rozpowiadam o tym gorącym uczuciu na prawo i lewo- nie napiszę tutaj zbyt wiele, gdyż mydełka zasługują na osobnego posta-co z pewnością popełnię w niedalekiej przyszłości:)
na zdjęciu poniżej mydełka z "Lawendowej Farmy" oraz mydło marsylskie i Alepia 25%




Żeby ten post nie był zupełnie bezproduktywny zamieszczam poniżej "swatche" (tak, tak-to kolejna blogosferowa nazwa-szybko się uczę;)) pigmentów z kolorówki- być może komuś przydadzą się dodatkowe obrazki produktów:

Blackstar Red


Gold Earth

Burgund



są świetne! nie mogę już się doczekać aż zacznę z nimi działać! 
tymczasem kolorówkowe zestawy pielęgnacyjne właśnie zostały ukręcone i przegryzają się przepisowo, czekając na debiut!

Może i powyższe zdjęcia temu zaprzeczą ale nie straciłam całkiem głowy i niestety musiałam wyrzucić parę produktów z koszyka, np. Zestaw - serum modelujące biust z algami, Zestaw - serum do włosów z keratyną i elastyną, Olej z nasion malin, Potrójny kwas hialuronowy 1.5%, Olej makadamia BIO... nie mówiąc o potężnej "wishliście" czekającej na lepsze czasy :)

I tych lepszych czasów sobie i Wam życzę:) łączę się w dumie i radości z wszystkimi łowcami:)






 

blogerkazprzypadku Template by Ipietoon Blogger Template | Gadget Review