piątek, 30 maja 2014

Gift Box dla Psiapsiółki!

Ta myśl chodziła za mną od kiedy poznałam Glossyboxa! I oczywiście od kiedy poznałam radość z tworzenia własnych kosmetycznych cacuszków :) Idea boxów jest szalenie sympatyczna: dostajemy pięknie zapakowane pudełko, z naklejkami, wstążkami, papierowym makaronem, bibułkami... no i oczywiście najważniejsze: niespodziankę w postaci próbek kosmetyków z pobudzającym zmysły opisem ich jakże wyjątkowych właściwości!
Czyż może być bardziej genialny pomysł na prezent niespodziankę dla bliskiej nam osoby?


Nie powiem...jest to ogrom pracy! Przygotowanie receptur, etykietek i samego pudełeczka zajmuje wiele godzin i dni pracy...ale zabawa jest przednia!
Postanowiłam pójść wiernie za pomysłem naszych rodzimych boxów i umieściłam w pudełeczku zarówno kosmetyki do pielęgnacji, coś z kolorówki jak i gadżety.
Tak więc otwieramy nasze pudełko...


A w środku...


1) "choco-lip" balsam do ust
2) "fizz-ball" kula do kąpieli
3) "blackberry" cień do powiek
4) "coffee heaven" balsam do ciała
5) "odeur no1" perfumy w kremie


Pomysł i realizacja pudełeczka powstała...o zgrozo! zimą! stąd zimowe akcenty oraz otulające zapachy.
Oczywiście nie obyło się bez wpadek :) Pierwszym zamysłem balsamu do ust była czekolada! Ale dopiero trzecia receptura spełniła moje oczekiwania. Prasowanie własnych cieni do powiek oraz perfumy były moim eksperymentem-co z tego wynikło? O tym opowiem może w osobnej notce. 

Zabawa jak już wspominałam jest wspaniała! Ale największą radością była reakcja obdarowanej Psiapsiółki :) Kochana! z anielską cierpliwością i entuzjazmem testuje moje kolejne dzieła :)
obecnie myślę nad nową kosmetyczną recepturą...3majcie kciuki!








środa, 28 maja 2014

Blog w kratkę pisany! plus kosmetyczne wici: Sylveco!

Oto jestem! blogerka z przypadku...blogerka marnotrawna! Kajam się i kratkę na mym logo umieszczam :) gdyż jest to "blog w kratkę pisany". Może powinnam zmienić nazwę? moja skromna witryna jak pustynia odłogiem leży...
Niestetyż musi tak być-czasem życie przynosi nam nowe wyzwania i trzeba popłynąć z falą lub nawet na fali! i naturalnie dostosować się do tego co niesie ze sobą życie...a niesie poważną rewolucję!!! Brzmi dość enigmatycznie-ale już niebawem z pewnością napiszę coś niecoś więcej :)



Przechodząc do bardziej przydatnych dla ludzkości informacji...czy znacie polską firmę kosmetyczną Sylveco? wspominam o niej zawsze gdy mam ku temu okazję gdyż należy promować nasze polskie kosmetyczne perełki!

źródło: sylveco.pl

Cudowna współpraca z naturą, piękne składy kosmetyków-nie będę się rozpisywać o tym-o czym możecie przeczytać na stronie producenta: <click! Znajdziecie tam szczegółowe opisy produktów oraz ich składników.
Firma pięknie i z pasją się rozwija, nie pozostaje obojętna wobec klienta (można nawiązać kontakt i zadać nurtujące nas pytania :)-wiem z autopsji). I nie! nie jest to notka sponsorowana wbrew pozorom!

Wybaczcie, nie będę wklejać tutaj zdjęć moich zużytych sylveco'wskich perełek! Nie ma takiej potrzeby.
Moim "KWC" jest krem brzozowo-nagietkowy z betuliną. Absolutny hit-który rozprawił się szybko z koszmarną skórną alergią, która wyskoczyła mi przy suplementacji witaminowej.
Z resztą zobaczcie sami, co piszą o nim "wizażanki": <click!
Natomiast lekkie kremy z ichszej linii produkcyjnej świetnie sprawują się jako kremy bazowe pod makijaż!

Ostatnio producent zaskoczył wiernych klientów nowościami m.in. kosmetykami do pielęgnacji włosów.
Moim "must have" stał się szampon pszeniczno-owsiany.
Skład przemawia sam za siebie: Woda, Glukozyd laurylowy, Betaina kokamidopropylowa, Miód, Glukozyd kokosowy, Panthenol, Proteiny owsa, Proteiny pszenicy, Guma guar, Kwas mlekowy, Benzoesan sodu, Olejek z trawy cytrynowej.
I właśnie ww. olejek z trawy cytrynowej wyczujemy zanurzając nos w oparach z butelki :)
Jednym słowem: Polecam! Szampon świetnie pielęgnuje włosy i co ciekawe i niespotykane-jest to produkt, który mogę zastosować samodzielnie bez odżywki i nie mam problemu z rozczesaniem, matowością, wysuszem. Idealny na "dzień leniwca"! Oczywiście to zależy wszystko od kondycji włosia-nie możemy oczekiwać, że wypalone rozjaśniaczem lub prostownicą włosy w cudowny sposób odbudują swoją strukturę :)
Dla włosów, którym nie straszne jest obciążenie-z pewnością fajną alternatywą byłby balsam myjący z betuliną. Ja do testów raczej nie przystąpię-gdyż jest to kosmetyk zbyt bogaty w dobro-dla mojego cienkiego włosia.

Co tu więcej pisać? Wypróbujcie sami! Pozdrawiam serdecznie!
Kraciasta!





piątek, 14 lutego 2014

Handmade jak "Garnier Awokado & Karité"???

Przed nami kolejna włosowa kontynuacja :) Nie będzie to może analiza wyczerpująca temat aż do samego dna-możliwe jednak, że tematyka zainspiruje którąś z przypadkowych czytelniczek do dalszych przemyśleń lub do działania (nie mam złudzeń-że to raczej my-dziewczyny bawimy się w takie dywagacje:))!
Odżywka L'Oreal > Garnier z serii Ultra Doux z olejkiem awokado oraz masłem karité jestkosmetykiem  uznawanym za "KWC" na "wizażu" >click!-czyli internetowe kosmetyczne guru opiniotwórcze:)
Poszukując najlepszego rozwiązania dla moich włosów na detoksie silikonowym-nie mogłam nie wypróbować owego cudu!

Jakie są moje wrażenia?
Kosmetyk faktycznie spełnia obietnice producenta-włosy łatwo się rozczesują, są miękkie i błyszczące. Jednakże pozostawiona dłużej niż na krótką chwilę po myciu-szalenie obciąża moje włosy. Tuż po wysuszeniu wyglądają na nieświeże i zbijają się w strąki. Minimalna ilość produktu radzi sobie doskonale.
Czy zatem odżywka warta jest zachodu? Tym bardziej, że kosmetyki Garnier trafiły na moją czarną listę z powodu niepewnego stanowiska firmy wobec polityki testowania na zwierzętach. 

(btw. polecam bloga z ciekawymi artykułami do przemyślenia >click! Nie jesteśmy w stanie dowieść całej prawdy o okrucieństwie przemysłu kosmetycznego i ogarnąć tej tematyki-warto jednak tej prawy świadomie poszukiwać)


Mogłabym się z pewnością bez niej obejść- jednakże gdy w me ręce trafił produkt w postaci bazy organicznej do odżywki do włosów producenta SUNNIVA MED, pierwszą moją myślą było stworzenie alternatywnej wersji kultowego Awocado&Karite:)





Zerknijmy na tabelki INCI:



Trochę zaskoczyła mnie ta anliza:) Okazuje się, że podstawą odżywki Garnier nie jest olej awokado ani masło shea (karite)-lecz jeden z tańszych olejów wykorzystywanych w produkcji kosmetyków-olej palmowy (również kontrowersyjny składnik ze względu na ochronę praw zwierząt). Na czwartej pozycji znajdziemy drażniący konserwant, który w kosmetykach znajduje się w dopuszczalnym stężeniu max 0,1%. Oznacza to dla nas, że otagowane na etykiecie głównej awokado i karite są raczej figurantami niżeli substancjami czynnymi. 
Natomiast baza organiczna jest bogata w różnorakie oleje wysoko w składzie m.in na pierwszym miejscu wyliczanki masło shea. Postanowiłam zatem dodać jedynie ok.5% brakującego oleju z awokado, który najprawdopodobniej uplasuje się gdzieś na miejscu różowego łańcuszka. Pozostałe składniki bazy są już na swoim miejscu:)


Powyżej widzimy porównanie produktów (po lewej stronie Garnier po prawej odżywka na bazie). Kolejna fotka ukazuje ukręcony produkt w słoiczku (kolory odrobinę są przekłamane). Nasz handmade nie posiada tak klarownej konsystencji-raczej jest to postać emulsyjna. Z pewnością pomogłoby dodanie jakiegoś zagęstnika. Nie znajdziemy tutaj również substancji zapachowych i barwników jak w oryginale. Oczywiście moglibyśmy je dodać-po co? nie wiem:)

Jakie są moje wrażenia?
Przykładem reklam szamponów do włosów z lat '90-tych nałożyłam odżywkę Garnier na jedną połowę głowy, drugą połówkę włosia pokryłam handmadem:)
Potraktowałam je z należytą uwagą sprawiedliwie-czas nakładania (krótka chwila) i spłukiwania był taki sam, jak również rozczesywanie i suszenie w takich samych warunkach testowych:)
Wyniki testu:
Odżywki wypadły bardzo podobnie jesli chodzi o łatwość rozczesywania, miękkość i odżywienie. Jednakże o zgrozo!-nowo ukręcona odżywka na bazie jeszcze bardziej obciążyła i posklejała moje włosy:)
Nie było to wielkim zaskoczeniem-gdyż olej awokado jest bardzo treściwy jak również baza jest bogata w wartościowe składniki.
Przypomniałam sobie jednak o sposobie mycia włosów metodą odżywka+mycie w tej kolejności. To był strzał w 10tkę! Zastosowałam oczywiście łagodny szampon dziecięcy, który nie wymywa z włosów całego dobrodziejstwa odżywki. Włosy są odżywione, idealnie dociążone, nie puszą się!
Myślę też, że odżywka mogłaby się sprawdzić dla dziewczyn stosujących metodę "OMO" ze względu na substancję myjącą (coco-glucoside), którą znajdziemy w składzie bazy. Nie mam jednakże doświadczenia na tym polu-więc byłabym raczej słabym recenzentem:)

Czy warto?
Oczywiście, że warto! Jeśli tylko mamy ochotę na kosmetyczną zabawę bez konieczności zakupienia długiej listy komponentów, warto skorzystać z tzw. gotowca. Do bazy możemy dodać ulubione składniki wg. podanego na etykiecie schematu i kreować w szybki sposób swoje unikatowe kosmetyki. Produkt możemy zakupić w sklepie BliskoNatury. Znajdziemy tam przykładowe receptury kosmetyków. Możemy również nabyć bazę kosmetyczną do stworzenia balsamu do ciała oraz bazę myjącą, co również może być ciekawym eksperymentatorskim doświadczeniem:) 








sobota, 1 lutego 2014

Się dzieje! Rak'n'roll !!!

Pamiętacie może głośną kampanię przekazania 1% swojego podatku pt. "Zbieramy na cycki, nowe fryzury i dragi"? Założycielka fundacji Magdalena Prokopowicz chciała zmienić schemat myślenia na temat choroby nowotworowej. Magda zmarła po 8-letniej walce z rakiem w 2012 r. jednakże nie chciałabym napisać tutaj, że przegrała tę walkę. Zostawiła fantastyczny projekt, który jest kontynuowany przez wspaniałych ludzi z fundacji "Rak'n'roll Wygraj Życie".

W poprzednim wpisie >click! obiecałam wspomnieć dlaczego zdecydowałam się na tak dużą włosową metamorfozę. Nie miałam tego w planach, chciałam co najwyżej podciąć jakieś max 10-15cm włosów dla odświeżenia fryzury. Wtedy jednak przyjaciółka przypomniała mi, że istnieje akcja "Daj włos!".
Już wcześniej myślałam, że to świetna kampania i że mogłabym wziąć w niej udział. 
Na stronie fundacji możemy przeczytać, że warunkiem włosowej dotacji jest minimalna długość 25cm i dobra kondycja włosów (włosy mogą być farbowane, jednakże nie rozjaśniane). Wraz z włosiem oddajemy również podpisane na rzecz fundacji oświadczenie, które znajdziemy wraz z zasadami i instrukcją ścięcia włosów pod tym adresem: >click!
Wbrew pozorom 25cm nie jest wcale dużą wartością. Pamiętajmy, że jedna peruka z naturalnych włosów powstaje z 4-5 darowizn, jak przy każdej produkcji pozostaje dużo tzw. spadów materiału. Ceny krótkich peruk kształtują się od 2000 zł w górę zatem gra jest warta zachodu!
Do akcji przyłączyły się zakłady fryzjerskie z całego kraju, które oferują pomoc w prawidłowym strzyżeniu oraz wysyłce włosów do fundacji. Wiele z nich zadeklarowało darmowe usługi fryzjerskie dla uczestników kampanii! Tak było również w moim przypadku i w porozumieniu z fryzjerem postanowiliśmy, że uda nam się wyrzeźbić ok 30cm z mojej głowy i zachować kilka piórek, które spokojnie sobie odrosną:)


Nie będę ukrywać, że to niesamowite uczucie! Gdy dajemy coś z siebie-pozytywna energia powraca do nas ze zdwojoną siłą!!! Sympatycznym gestem od Fundacji był list z podziękowaniami zakończony słowami:
"Miłość to jedyna rzecz, która się mnoży, kiedy się ją dzieli". Nic dodać, nic ująć. Może tylko tyle...taki banał... było warto!!! Zachęcam gorąco!

środa, 29 stycznia 2014

Włosomaniaczka...czy to ja?

Oto ja-blogerka marnotrawna, która powraca po dłuższej przerwie. A powracam z tematem, do którego przygotowywałam się już od czerwca zeszłego roku :) Wtedy to powstała pierwsza dokumentacja zdjęciowa do wpisu włosowego. 

Zawsze uważałam,że mam tzw. "niezłe włosy". Przeszły w moim życiu sporo metamorfoz-od ścięcia "na chłopaka" po ciągnące się za pośladki zasłony włosia. Od domowego rozjaśniania na kurczaka po całkowite zdjęcie koloru plus platyna. Nie zapominajmy o latach codziennego suszenia suszarką oraz prasowaniu prostownicą. Przez kilka lat odchorowywałam te eksperymenty-i mogłam już pochwalić się odrośniętym włosiem, które jak mi się zdawało-było kwintesencją naturalnego piękna ;););) 
Na początku mojej podróży po blogosferze nie w sposób się było nie natknąć na blogi włosomaniaczek. Początkowo myślałam, że to zupełnie nie moje progi. Olejowanie? Wcierki? Analiza składu kosmetyków? "Bezedura!" Ale los chciał, że wciąż przed oczami jawiły mi się włosomaniacze profile. Zaczęłam zatem zaglądać do koleżanek blogerek...i wpadłam. Moje "niezłe włosy" w porównaniu do wypięlęgnowanych włosów wszelkiej maści i tekstury wyglądały jak miotła!
Trzeba było przystąpić do intensywnej terapii!


Charakterystyka włosia przypadkowej blogerki:
1) długie i "proste" (ha-o tym nieco później! :))
2) średnio lub niskoporowe
3) ze skłonnością do puszenia się
4) gęste ale cienkie (zwykłam je określać jako nić pajęcza)
5) kolor: mysi blond, ciemniejący coraz bardziej z roku na rok (charakterystyczne dla typu urody "lato")
6) nie są podatne na układanie, żyją własnym życiem

"Przypadkowa włosomaniaczka": 3, 2,1...start!
Zauważyłam, że większość początkujących włosomaniaczek w natłoku informacji rozpoczyna reanimację głów swoich poprzez dwa podstawowe działania:
-eliminację silnych i drażniących detergentów,
-eliminację złowrogich silikonów
-próby olejowania wszelkimi opisywanymi sposobami
Takie też były moje pierwsze kroki. Ku mojemu przerażeniu dzień pierwszy-po odstawieniu moich silikonowych ulubieńców odsłonił prawdę o moich włosach. Zdarte przez detergenty jak na tarce, matowe, puszące się bez umiaru-po usunięciu oblepiaczy i uzupełniaczy, w kolorze bliżej nie określonym. 
Na dobry początek postanowiłam oddać fryzjerowi 15cm moich włosów:)

Poniżej czerwiec 2013
lewo: pierwszy dzień bez silikonów, ostre cięcie :)
prawo: stan po fryzjerze i jego prostownicy

Całe szczęście test oleju kokosowego-który miał ujawnić porowatość moich włosów nie wyszedł najgorzej :) Zaczęłam zatem moją przygodę z olejowaniem metodą talerzykową. Stosowałam głównie olej kokosowy lub olej Vatika na suche włosy i zostawiałam w zaplecionym warkoczu na całą noc średnio co 3 dni. Przed myciem nakładałam odżywkę bez silikonów by wchłonęła resztki oleju. Następnie standardowe mycie szamponem bez slsów w składzie plus lekka, również bezsilikonowa odżywka.
Eksperymentalnie stosowałam również mycie naturalnym mydłem, płukanki octowe, płukanki z siemienia lnianego, odżywki na bazie naturalnych składników. Okazało się jednak, że w moim przypadku prostota pielęgnacji włosów jest najbardziej wskazana. Bogate odżywki stosuję obecnie bardzo rzadko by nie obciążały moich włosów zaś mycie mydłem naturalnym stosuję od czasu do czasu jedynie na skalp-przed zastosowaniem delikatnego szamponu. Jest to fantastyczna ulga dla skóry głowy i niweluje niewielkie stany zapalne.
Oczywiście kolejnym eksperymentem, wobec którego przypadkowa włosomaniaczka taka jak ja nie mogła przejść obojętnie było farbowanie włosów henną:) Zastosowałam metodę nakładania utlnionej przez noc henny z dodatkiem odżywki bezsilikonowej na mokre włosy (ok 2h). Przed pierwszym myciem (po min 2 dniach) nałożyłam bogatą odżywkę.

Poniżej lipiec 2013
lewo: stan włosów przed farbowaniem po miesiącu od zmiany pielęgnacji
prawo: włosy 3 dni po farbowaniu henną (1/2 cassia khadi+1/2 jasny brąz khadi) 

Efekt był fantastyczny! Włosy miękkie w dotyku, odżywione, mieniące się w słońcu! Z pewnością powtarzałabym taki zabieg częściej gdyby nie fakt, że jako typ urody lato kompletnie zapomniałam, że nie do twarzy mi w zbyt ciepłych odcieniach :):):):):) Słoneczna tonacja gości na mych włosach do dziś, jednakże rudości, które widać na zdjęciach całe szczęście z czasem się wypłukały.

Po eksperymencie z henną nadal stosowałam przyjęty plan pielęgnacyjny. Stan moich włosów we wrześniu 2013 prezentował się następująco: na lewo...

...a w październiku na prawo! dziki szał! totalne ostre cięcie z cieniowaniem, które odsłoniło najprawdziwsze oblicze moich włosów! Utajona fala! oto ja :) 
Zawsze określałam moje włosy jako proste, wypierając ze świadomości to,że są falowane:)
A jakie mają być?-skoro dzień w dzień po myciu na uparciuszka rozczesuję je na prosto i w ten sposób również ze szczotką suszę suszarką:) 
Wiedziałam oczywiście,że mają tendencję do puszenia się, w stanach wzmożonej wilgotności zaczynają się dziwnie zachowywać, przy skroniach skręcają mi się loczki zaś wychodząc z morza w krajach arabskich-słyszałam za sobą okrzyki "Shakira habibi!" :):):)
(Shakira-piosenkarka, która swojego czasu słynęła z długich falowanych blond włosów-przyp.red.)

Co skłoniło mnie do tak drastycznej metamorfozy? O tym już niebawem...

edit: niebawem pojawiło się tutaj: >click!

Tymczasem podsumowanie:)
Włosomaniaczka-czy to ja? Myślę, że do miana włosomaniaczki sporo mi jeszcze brakuje:) Jednakże zmiana pielęgnacji uświadomiła mi jak moje włosy wyglądają w rzeczywistości i jakie mają potrzeby.
Widać gołym okiem na powyższych zdjęciach, że moje włosy przeszły sympatyczną metamorfozę pomiędzy czerwcem a październikiem. Staram się wciąż stosować pielęgnacyjny plan minimum, który tak bardzo przysłużył się mojej głowie:)
Wiem już, że silne detergenty sukcesywnie niszczyły moje delikatne włosy. Dziś nadal myję głowę delikatnymi szamponami. Zrezygnowałam z ciężkich silikonów, nie boję się jednak zastosować od czasu do czasu kosmetyków z silikonami lotnymi lub zmywalnymi łagodnymi śodkami myjącymi. Co do olejowania... polecam zdecydowanie! Każdy musi określić swoją własną metodę oraz rodzaj oleju jaki służy jego włosom. Ja czasowo z powodów wkradnięcia się do mego życia lenia śmierdzącego poszłam na łatwiznę i od czasu do czasu stosuję bogatszą odżywkę zamiast olejowania:):):)

Poniżej jeszcze przedstawię Wam moich codziennych ulubieńców:
-szampon pielęgnacyjny dla dzieci Hipp
-odżywka nawilżająca do włosów suchych i zniszczonych Isana
-odżywka w kremie na bazie protein mleka Bioetika Natural4
-kokosowy olej do włosów Dabur Vatika
-jedwab w płynie Green Pharmacy

A jak tam Wasze włosomaniacze przygody?
:)









piątek, 29 listopada 2013

Mikołajowe rozdanie u Angel +notka rozgrzeszająca!

Tak na dobrą sprawę to fantastyczne rozdanie, w którym możecie wziąć udział tutaj:
jest dla mnie takim małym pretekstem do samobiczowania z okazji mojej listopadowej nieobecności na blogu mym przypadkowym. Zwyczajnie w świecie-słabość jest rzeczą ludzką i przypadkową również i takowa słabość mnie-zdrowotna dopadła. Nie miałam siły na wdrożenie moich blogowych pomysłów, spora kolejka wpisowa już się ustawiła. Pozostałam czynna jedynie jako obserwator:)
Jednakże jak tylko wyjdę na prostą, będę wojować dalej dla tych kilku moich oficjalnych i nieoficjalnych przypadkowych czytelników i dla siebie samej oczywiście:)

Wracając do sedna sprawy-a sedno to jest bardzo sympatyczne!
Angel z KosmetykiBezTajemnic jest jedną z moich ulubionych blogerek ze świata, w którym my-kobiety czujemy się jak ryby w wodzie, czyli ze świata kosmetycznych szaleństw!
Bardzo rzeczowe recenzje, wnikliwe analizy składów kosmetycznych, bez owijania w bawełnę a do tego doskonały kontakt z czytelnikami stanowią o tym,że jest to obserwatorska pozycja obowiązkowa!

A Mikołajowe rozdanie? No cud, miód...
Znacie kosmetyki Put&Rub? czeka nas świąteczna niespodzianka od producenta!
Czy któraś z nas nie słyszała jeszcze o rozsławionej drogerii niemieckiej "DM"?
Angel osobiście przytarga do nas 3 wybrane "dm-owskie" produkty, jeśli tylko napiszemy swój list do św. Mikołaja i zamieścimy go na czas w komentarzu na blogu!
Genialne!


Podejrzewam, że do 12 grudnia zgłosi się nieziemska ilość uczestników rozdania, ale nadal warto!
Powodzenia!
:)

czwartek, 31 października 2013

1st time: "Carving dyniowy"!!!

Dziś moi drodzy mamy tzw. "Halloween"!
Jak moglibyśmy zapomnieć... co roku telewizje śniadaniowe oraz programy informacyjne jak również media wszelakie rozważają "problem": czy to "narodziła się nowa świecka tradycja" czy też dajemy upust niebezpiecznym okultystycznym praktykom (tak, tak... tak to też nazwane zostało przez księdza w telewizyjnym wywiadzie sic!). Zjawisko to również jest rozpatrywane jako obrazę dla następującego po nim ważnego święta w naszej kulturze a mianowicie Dnia Wszystkich Świętych. Ja sugerowałabym rozwagę...dwie daty w kalendarzu, dwa osobne wydarzenia. Jest czas na świętowanie i czas na zadumę...jest czas na wszystko.
Jest również czas...na dyniowy carving-czyli dyniowe wycinanki po raz pierwszy:)

Zawsze chciałam przygotować takiego warzywnego potworka, nie wiem co mnie powstrzymywało. Przecież jak mówią: "chcieć to móc!". Zatem oto jesteśmy: ja, 2 dynie, 2 stare noże-bynajmniej nie specjalistyczne (bo takowe istnieją oczywiście) i chęć tworzenia!
Nie będę się rozpisywać i rozkładać całego procesu na czynniki pierwsze. Po totalnej kuchennej rzezi i stracie w postaci mojej ulubionej turkusowej podkładki pod talerze (czemu nikt mi nie powiedział, że dynia farbuje wszystko wokół?)-oto efekty:

w sztucznym świetle
ze świeczuszkami

Zabawa była świetna. Jak widać moje dynie wyglądają raczej dobrotliwie niżeli szatańsko.

I żadna dyniowa rzeźba nie zdoła wyprzeć wagi jutrzejszego święta. Bo bliskich, którzy odeszli mamy w sercach na zawsze...

piątek, 25 października 2013

Wici kosmetyczne: hean!

Na moim blogu zrobiło się ostatnimi czasy bardzo kosmetycznie :) Cóż poradzić-wychodzi ze mnie typowa "baba", której oczy błyszczą się na widok kosmetyków jak sroce na błyskotki :)
Postanowiłam podzielić się szybkim wrażeniem nt. polskiej marki Hean.
Muszę przy okazji wskazać winowajczynię: >click!
Swatche burgundowej szminki hean spowodowały silne pragnienie jej posiadania!
Dlaczego postanowiłam rozesłać dalej wici? Przeczytajcie...

Marki Hean nie znajdziemy w popularnych dużych drogeriach. Właściwie to musimy przygotować naszą anielską cierpliwość i ze święcą w ręku wyruszyć na poszukiwania po małych sklepikach kosmetycznych. Czy takowy znalazłam? A i owszem...kilka produktów marki na krzyż, stare-zdekompletowane testery i zaskoczenie sprzedawcy pytaniem o poszczególne kolekcje :) 
Minus wielki! ale od czego mamy sprzedaż internetową?:)
I tutaj pojawia się meritum tego posta-czyli pozytywne zaskoczenie obsługą klienta w sklepie internetowym Hean: >click!

Spróbuję szybko i na temat: bo tak też wyglądała cała transakcja! Wrzucamy produkty do koszyka, wybieramy sposób płatności i dostawy i czekamy na przesyłkę. W międzyczasie jesteśmy na bieżąco informowani o statusie przesyłki. 
Plusy:
-"dobre bo polskie"
-sklep współpracuje z paczkomatami (preferuję taki sposób dostawy)
-mamy możliwość zakupienia 5 szt. próbek wszelakich -świetna sprawa! każda za 1zł!!!
-szybka i rzetelna obsługa
-niskie ceny przy dobrej jakości produktów
-promocje!
.....
:) gratisy!
Minusy:
-brak możliwości organoleptycznego testowania-tego argumentu sprzedaż wysyłkowa nie jest w stanie nam na razie przebić :) może za jakiś czas...;)




Moja lista zakupów:
-Pomadka do ust City Fashion *156 Burgundy (w promocji "Tydzień szminek" 9,99zł regularna cena 13,99zł) pierwsze wrażenia: świetna pigmentacja, piękny kolor, dobra jakość
 -Pomadka do ust City Fashion *153 Iced Rose (w promocji "Tydzień szminek" 9,99zł regularna cena 13,99zł) pierwsze wrażenia: naturalny, codzienny odcień
-Eye Liner w pisaku Hypno Style *czarny (11,99zł) pierwsze wrażenia: wygodny w użyciu, trwały, można wykonać cienką kreskę
-Próbka-Lip Gloss Pearl&Minerals *151 (1zł!!!) pierwsze wrażenia: piękny zapach truskawkowego milkshake :)

Gratisy-i tutaj przyszło wielkie zaskoczenie: w mojej paczce znalazły się 2 pełnowymiarowe produkty:
-Maskara BOOM Lashes *czarny (13,99zł) pierwsze wrażenia: sentymentalna podróż: tradycyjna szczoteczka jakiej nie stosowałam już od wielu lat :)
-Lakier do paznokci Colour Obsession *kolor niezidentyfikowany (wiem, że jest to kolekcja, której nie znajdziemy już w regularnej sprzedaży) barwa ciemnoturkusowa-dla mnie jak znalazł!
*informacja dla klientów małej wiary: produkty gratisowe posiadają długi termin ważności :):):)

Szminka Iced Rose i Eye Liner w pisaku były zamówione jako prezent. Wiem, że przy kolejnych zakupach Eyelinery trafią również do mnie. Ponoć grafitowy również jest niczego sobie.


Polecam zdecydowanie! (i nie-nie współpracuję z marką "Hean":)) warto wspierać polską produkcję, ceny sprzyjają testom-a możliwe, że odkryjemy kosmetycznego ulubieńca! 


edit dla Taniki:)
Jak dobrze zauważyła Angel na swoim blogu-gdy wymieniałyśmy się komentarzami nt. heanowskiej mascary-ma ona dość suchą, treściwą konsystencję. Nie każdemu może takowa pasować, jednakże taka forma tuszu umożliwia wyraźne pogrubienie i wydłużenie rzęs. Jak widać na poniższym obrazku jest to zauważalne. Za sprawą tradycyjnej szczoteczki tusz grubo pokrywa rzęsę jednocześnie ją podkręcając:)
Jeśli zatem lubicie tradycyjne rozwiązania-warto sięgnąć po  BOOM Lashes. Jeśli jednak lubicie sprężyste, wyraźnie rozdzielone rzęsy o naturalnym wyglądzie-tutaj niezawdone są szeroko rozstawione, lateksowe szczoteczki i rzadsza konsystencja mascary.




wtorek, 22 października 2013

Szybki przypadkowy wpis dla Angel:)


Ten wpis miał być tylko tymczasowy:) Z recenzji >click! Angel lakieru Wibo Wow Sand Effect wywiązała się między nami rozmowa w komentarzach, dotycząca również całkiem przypadkowego lakieru Catrice.
Dorwałam moją sztukę w drogerii Natura zauroczona pięknym kolorem fioletu z mini niebieskimi drobinkami.
"14 Purple Reign"

Na stronie producenta lakier prezentuje się tak >click!
Jakież było moje zaskoczenie, gdy zamiast pięknego fioletu na moich paznokciach pojawił się...granat!:)
Granat został dodatkowo upstrzony wszelkimi możliwymi fakturami tkaniny (uwaga-nie radzę robić sobie z nim popołudniowej drzemki). Sytuację tę uratowałam cienką warstwą lakieru Lovely Blink Blink nr2.

Angel nie dawała wiary mym catrice'owym-granatowym wywodom (też bym nie uwierzyła-na internecie są piękne swatche tego lakieru-który wygląda tak jak producent przykazał-czyli fioletowo!!!:))
Zatem zabrałam się za cykanie zdjęć:)

fotka nocna
fotka dzienna

fotka dzienna nr2

Zaczęłyśmy się zastanawiać co może być powodem takiego stanu rzeczy. Angel zapytała o bazę i top coat.
Zmyłam więc kilka paznokci żeby dalej poeksperymentować:)

testy z catrice

Myślę, że powyższa fotka jest rozwiązaniem zagadki :) Niezależnie od dodanej bazy lub top coat- lakier catrice z każdą dodatkową warstwą traci odcień fioletowy na rzecz granatowego. Jak widać jedna warsta-nie jest wystarczająca do pokrycia płytki bez brzydkich prześwitów. Dwie warstwy również pozostawiają wiele do życzenia-choć myślę, że wprawna mani-maniaczka mogłaby już pozostawić paznokcie w takim stanie. Trzy warstwy to już czysty, ciemny granat:)
Jak to się dzieje zatem, że swatche znalezione z wujkiem google są tak pieknie jasnofioletowe? Nie mam pojęcia:) Wiem, że Angel została skuszona do własnego eksperymentu z "14 Purple Reign"...czekam z niecierpliwością :) 
Być może któraś z blogerek również zechce się przyłączyć do naszych testów? ;)

poniedziałek, 21 października 2013

edit: Glossybox! by Kasia Tusk


Tak, tak... wrześniowy Glossybox miał być moim ostatnim-przynajmniej na jakiś czas:) Jednakże Kasia Tusk, czyli październikowa ambasadorka boxa powiodła mnie na pokuszenie tak skutecznie, że przedłużyłam subskrypcję wyjątkowo jeszcze o jeden miesiąc.
Myślę, że w dużej mierze zaważyła tzw. asekuracja przed pluciem sobie w brodę. Często jak umawiamy się z przyjaciółką do restauracji-zamawiamy to samo- żeby potem żadna z nas nie poczuła, że ma gorzej na talerzu :):):) Tutaj-spodziewałam się wyjątkowego boxa- i nie chciałam później lizać loda przez szybkę-czytając na innych blogach, że coś wyjątkowego mnie ominęło;)

Moja paczuszka zjawiła się późnym wieczorem, zatem musiałam omijać szerokim łukiem newsy pojawiające się w tym dniu na zaprzyjaźnionych blogach:) A po rozpakowaniu paczuszki-uśmiałam się sama z siebie :)
Pisałam poprzednio, że peelingi drogeryjne mogą dla mnie nie istnieć-w boxie znalazły się aż dwie sztuki:)
Jak wiecie z poprzedniego posta-również lakiery do paznokci poszły u mnie ostatnio w odstawkę na rzecz pielęgnacji paznokci. Lakieru do włosów w ogóle nie używam zaś krem brązujący o tej porze roku jest w mojej kosmetyczce zupełnie zbędny:) Płyn micelarny-znam, więc nie będzie dla mnie przetarciem niezbadanych kosmetycznych szlaków. Czyżby box okazał się dla mnie totalną klapą? Po kilku dniach testów-już wiem, że ta wersja pudełka może zaskarbić nawet moją sympatię. Więcej szczegółów znajdziecie poniżej...



1) Bioderma Sensibio H2O- płyn micelarny. Ten produkt był pierwszym płynem micelarnym, który mi się spodobał pod kątem skuteczności oczyszczania. Zmywa doskonale wszelaki makijaż, można go zakupić w aptekach (w których również można poprosić o jego próbki). Mój poprzedni micel skończył się w dniu dzisiejszym-zatem nie mogę dłużej narzekać na jego obecność w pudełku:)
2) Golden Rose Lakier do paznokci Rich Color. W moim boxie znalazł się kolor nr 45 o barwie rubinowej. Pomyślałam-masz ci los-żeby go przetestować muszę zerwać nałożony na siebie szlaban lakierowy. Mało tego- nie mam obecnie żadnej bazy-bo poprzednia wraz z czosnkiem >click! znalazła się w koszu a lakier wykazywał tendencję do barwienia płytki. Następnego dnia w świetle dziennym buteleczka ukazała "rich color":) Drobne, różnobarwne drobinki w kolorze różu i złota nadawały głębi rubinowej substancji. Tak też się skończył mój lakierowy detoks i po zakupieniu bazy, lakier znalazł się na moich paznokciach:) Namawiam do organoleptycznego przetestowania tego koloru, bo poniższa fotka nie oddaje rzeczywistości w pełnej krasie:) Zalecam też użycie top coat mimo wszystko.
3) LOVE ME GREEN Organic Energising Face Peeling. Nie mam wyjścia. Muszę zacząć stosować "kupne" peelingi-przynajmniej do wykończenia tych, które znalazły się w boxie. Marka "Love me green" zawsze mnie interesowała, troszkę mniej interesowały mnie już ceny tych produktów:) Peeling twarzowy jest bardzo sympatyczny, delikatny. Z pewnością nie musimy się obawiać nawet przy wrażliwej cerze. 
Miłośniczki peelingów z pewnością są zadowolone ze zdobyczy.
4) PALMER'S Brązujący balsam do ciała. Ten produkt pozostanie dla mnie chwilowo jedną wielką niewiadomą. Moje ciało nie potrzebuje teraz osnucia brązem. Nawet ja sama nieczęsto je oglądam-bo zabezpieczam się szczelnie warstwami odzieży lub puchowej pierzyny :) Czekamy na wiosnę:)!
5) PAT&RUB BY KINGA RUSIN Cukrowy scrub do ciała - żurawina i cytryna. Ooo...no marka Pat&Rub wisiała na mojej wishliście od dawna-ale nie była zwizualizowana w konkretnym produkcie. Pierwsza myśl: "szkoda, że to peeling" :) Natomiast Kasia Tusk pisze o nim: "Ten scrub ma oszałamiający zapach, a do tego świetnie działa na skórę. Po jego użyciu nie potrzebuję już balsamu lub masła, ponieważ moja skóra jest świetnie nawilżona i gładka" I wiecie co? Podpisuję się pod tym opisem wszystkimi wygładzonymi i nawilżonymi kończynami. Ten peeling jest świetny a zapach...znacie może angielski deser "lemon curd"? This is it! Polecam! (deser również:)) Mój apetyt na Pat&Rub został zaostrzony.
6) Wella Professional Stay Styled Finishing Spray. Nie znam się kompletnie na lakierach do włosów. Jeszcze tydzień temu zastanawiałabym się nad jego alternatywnym użyciem. Jednakże w okolicach mej głowy nastąpiły potężne zmiany-o czym napiszę już wkrótce i lakier znalazł jednak swoje miejsce na kosmetycznej półce. Myślę, że spełnia przypisaną mu rolę. Ot tyle w temacie :)


Zawartość pudełka może i nie wpływa na częstotliwość bicia mojego serca...ale jest fajną, codzienną podstawą kosmetyczną:)

kolor nr 45
ps. Zauważyłam, że w recenzjach blogerek pojawia się stanowisko dotyczące autorki październikowego boxa. Nie może być inaczej. Kasia Tusk wzbudza kontrowersję każdym swoim artykułem, zdjęciem czy kichnięciem w blogosferze i poza nią. Osobiście myślę, że to genialne! Wierni "hejterzy" bloga Kasi nabijają kabzę tej skądinąd moim zdaniem sympatycznej i zdolnej dziewczyny.
A wszystko to oczywiście "Wina Tuska" jak mówią ;)
(wybaczcie-nie mogłam się powstrzymać od powyższego "betonowego" żartu)

źródło: Henryk Sawka (rysunek nr 16106 w galerii: rysunki.sawka.pl)
:)






 

blogerkazprzypadku Template by Ipietoon Blogger Template | Gadget Review